Rewitalizacja miast pagórkowatych
|W Polsce jest sporo miast położonych na wzgórzach. W nich również przebiegają obecnie procesy rewitalizacyjne. Niewątpliwą ozdobą i atrakcją turystyczną tych miast są schody terenowe prowadzące, jak to się mówi, z miasta dolnego do miasta górnego… Na świecie traktuje się je czasami, jako narzędzie sztuki – wykorzystane są in situ w projektach artystycznych. Wiele takich przykładów znajdziecie w Bejrucie, ale także w San Francisco i innych lokalizacjach. Wątek “stair art” zasługuje na odrębne opracowanie (patrz: link na końcu), a teraz zajmijmy się innym – wątkiem komunikacyjnym w sensie fizycznym, czyli JAK DOJŚĆ?
Jednym z najważniejszych aspektów rewitalizacji jest zawsze dostępność dla pieszych – nie tylko chodzących, ale też jeżdżących. Schody są jednym z ulubionych elementów kompozycyjnych architektów, ale są też największą barierą dla pieszych jeżdżących: na wózkach, z wózkami, na rolkach, deskorolkach, hulajnogach, segwayach, z walizkami na kółeczkach itd. Współczesność przyniosła nam bowiem zrozumienie faktu, że wszyscy piesi – chodzący i jeżdżący – są równouprawnieni w ruchu drogowym. Filozofia UNIVERSAL DESIGN (UD) przyniosła nam dodatkową refleksję, że projektanci, kształtując przestrzeń, a także zarządcy nieruchomości, utrzymując ją, jak również urzędnicy formułujący wytyczne dla projektantów, np. architektów, inżynierów drogowych lub architektów krajobrazu – wszyscy oni są zobowiązani do troski o KAŻDEGO pieszego, NIE TYLKO O CHODZĄCYCH, którymi sami najczęściej są.
Perspektywa projektowa, a w zasadzie paradygmat projektowy, opiera się na perspektywie własnej – “umiem chodzić, więc projektuję przestrzeń dla chodzących”. Trzeba podkreślić, że w XXI wieku ta perspektywa, jako dominująca, jest już wysoce archaiczna i nieetyczna, jednak niestety nie podlega jeszcze szerokiej debacie publicznej. Współczesność – prawo i filozofia – m.in. idea UD stawiają przed projektantami (i ww. innymi uczestnikami procesów budowlanych) obowiązek troski o wszystkich ludzi w ich zróżnicowanym bogactwie, bez dominacji modelu uśrednionego (“typowy pieszy” = chodzący) i najpopularniejszego. Nauczyliśmy się już, nie tylko w kwestii dostępności fizycznej, że mniejszości muszą mieć zachowane swoje równe szanse w środowisku większościowym. W tym kontekście, jeśli architekt projektuje przestrzeń głównie z myślą o pieszych chodzących, to PIESZYCH JEŻDŻĄCY po prostu dyskryminuje. A to jest już problem dla Rzecznika Praw Obywatelskich oraz innych stosownych podmiotów.
Łączenie schodów z pochylniami staje się nie lada problemem do rozwiązania. Jak to zrobiły Siedlce? Jak zrobił Wiedeń? Jak zrobiło Dunbartonshire? O tym poniżej – przedruk od eMSA Inicjatywa Edukacyjna:
——
Po lewej: kolaż nr 1
Bryla.pl powróciła do problemu hiper-rampy w Siedlcach – tutaj ich krytyczny artykuł. Pojawiły się też równie krytyczne artykuły na portalu TransportPubliczny oraz niepelnosprawni. Dlatego poniżej mój komentarz – jako architekta, antropologa kultury oraz konsultanta ds. przestrzeni publicznej i uniwersalnego dizajnu.
W Dunbartonshire (Szkocja) też mają taką hiper-pochylnię, jak w Siedlcach, nawet brzydszą i bardziej absurdalną. Kosztowała ponoć ok. 40000GBP, ma 10 poziomów i długość 60m, prowadzi z chodnika do jednych drzwi domu prywatnego i jest odpowiedzią magistratu na 2-letnią walkę matki o dostępność dla jej córki do domu. Zdaje się być zemstą urzędniczą. Wynikło z tego dużo poważniejszych problemów, jak choćby brak furtki i otwartość tego dojścia-dojazdu dla obcych. Jednak mimo problemów, matka przyznaje, że córeczka ma wreszcie wygodniejszy dostęp do domu.
Polskim problemem są fatalne przepisy, a nie ta hiperpochylnia. Absurdem jest, aby każda pochylnia musiała mieć kilometry balustrad (§ 71 rozporządzenia). To błąd legislacyjny i należy go pilnie skorygować, powinna się tym zająć KIA i SARP. Podobnie jak drogi rowerowe wzdłuż dróg publicznych – setki kilometrów balustrad, mnóstwo pieniędzy, fatalna ingerencja w krajobraz, rzeczy totalnie przeinwestowane, jak i polskie parkingi wielopoziomowe, targowiska, hale kupieckie i mnóstwo innych rozwiązań. Architektów NIKT nie uczy budować racjonalnie=tanio + funkcjonalnie + etycznie (psychologia) + estetycznie. Jesteśmy w Polsce, nie w Holandii lub Niemczech. To po pierwsze.
Po drugie, w typowym (a nie uniwersalnym) projektowaniu architektonicznym funkcjonuje coś takiego niestety, jak NADINTERPRETACJA przepisów niedoprecyzowanych. § 71 mówi, że “pochylnie przeznaczone dla osób niepełnosprawnych powinny mieć obustronne poręcze”, ale to jest kwestia nazwania pochylni – czy jest to “rzecz przeznaczona dla niepełnosprawnych? Nie tylko, więc nie może być tak charakteryzowana. Ale to jest rzecz do interpretacji przez projektanta, więc architekt ma prawo stwierdzić, że to po prostu pochylnia, więc nie ma JEDNOZNACZNEGO obowiązku dawać poręczy! To po prostu chodnik. Nie dość więc, że mamy nadinterpretację dla bezpieczeństwa i świętego spokoju, to mamy też całkowicie archaiczny przepis wynikający z niezrozumienia idei uniwersalnego dizajnu przez autorów treści rozporządzenia (m.in. architektów uznających siebie błędnie za os.pełnosprawne). Bo właśnie TO zintegrowane rozwiązanie zapewnia spełnienie zasad UD i zapewnienie równorzędnego psychologicznie dostępu osobom chodzącym i jeżdżącym = wszystkim pieszym.
Po trzecie, rozumiem, że ta rampa jest uznana za pochylnię zewnętrzną i ma nachylenie 6%, bo gdyby miała 8%, musiałaby mieć zadaszenie, a gdyby 5%, to byłaby chodnikiem i nie musiałaby mieć balustrady. I to jest SEDNO sprawy – mniejsze nachylenie, rezygnacja z balustrad i połączenie schodów z pochyłym chodnikiem. Wówczas musiałby on spełnić normy szerokości i znów byłby problem, bo pochylnia może być węższa od chodnika. I tak źle, i tak niedobrze. Wniosek? Mamy błędnie sformułowane przepisy. Gdyby były inne, podobne do np. zachodnich, można by tu zrobić to, co zrobiono w wielu cywilizowanych miastach świata – połączenie rampy ze schodami – forma piękna, funkcjonalność dobra, koszty również. Patrz – zdjęcia w kolażu nr 1 powyżej.
————-
Po czwarte – zakładam, że przez “windę” ktoś tu i tam rozumie kabinę poruszającą się w pionie, dźwig osobowy, więc… czy nikt nie zna “platformy schodowej”? To urządzenie porusza się po skosie, wzdłuż schodów. Zabrakło tu chyba analizy możliwych scenariuszy. Transport-Publiczny.pl i inni krytykujący moim zdaniem nie mają racji, twierdząc, że to pieniądze w błoto, bo ta pochylnia powinna tam być, ale z platformą, jak na Akropolu (tam jest jeszcze winda, bo jest o wiele wyżej) i w wielu podobnych miejscach, najlepsze urządzenie dla takiego terenu, zgodne z ideą UD (Universal Design), dająca nie-chodzącym równouprawniony ruch w pionie. Typowa WIDNA (dźwig osobowy, jak mówi Kamil Kowalski na niepełnosprawni.pl pionowa – NIE, taka byłaby tutaj bez sensu, zbyt mała różnica terenu, zły pomysł, choć są i tanie, proste windy, ale wtedy byłby krzyk, że zbyt surową i tanią zamocowano, ech ten kompleks… Powracam do platformy, którą WCIĄŻ MOŻNA I TRZEBA ZAMONTOWAĆ: Wymiana jednej balustrady schodowej na nową, specjalną, montaż platformy i po krzyku. Doszłyby koszty eksploatacji, to ważne, tego się zwykle boją urzędnicy, bo to generuje w Polsce duże koszty.
Jednak Paweł Mazurkiewicz z Urzędu Miasta też nie ma racji, bo 1) w kwestii dostępności to nie czynnik opłacalności jest decydujący, 2) nie ma urządzeń bezobsługowych (żelbet??? bzdura), 3) peryferyjność lokalizacji nie ma prawa mieć znaczenie dla poziomu dostępności – ta wypowiedź reprezentuje podejście z czasów PRLu i XIX wieku, albo i średniowiecza, gdy “kulawi siedzieli przed wejściem do katedry, bo nie mogli wyżej się wczołgać”. Skoro są tak szerokie schody, tzn., że są potrzebne, chodzi sporo pieszych, więc miejsce jest często użytkowane. Inaczej nie mają sensu ani schody, ani pochylnia. Tak czy owak wstyd i porażka urzędu – za tę wypowiedź urzędnik powinien dostać upomnienie od prezydenta miasta albo i zrezygnować z pracy, bo takie myślenie jest ANTYSPOŁECZNE i nie przystaje do stanowiska “inspektora ds. komunikacji społecznej”.
W takich tematach dosłownie “punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”, jednoznaczna krytyka tutaj jest nie na miejscu, nie tylko osoby na wózkach korzystają z pochylni, więc nie tylko te osoby są autorytetami funkcjonalnymi. Tutaj każde rozwiązanie byłoby skrytykowane, bo 1) w wydziałach transportu i biurach projektowych pracują/działają głównie osoby o zdrowych nogach, 2) w PL wciąż nieznane są reguły UD. To, co dla jednych wygląda absurdalnie, dla innych jest ratunkiem i jedyną szansą na pokonanie choćby 50m. I nie ważne, że większość z tego kpi lub nie używa, ważne że jest taka możliwość. Być może tym tokiem myślenia szedł magistrat, mam nadzieję, że nie chodziło tutaj o prowizję lub o zlecenie dla znajomych.
Roboty ziemne i konstrukcje żelbetowe w wielu mniejszych polskich miastach są wciąż najtańszą alternatywą, kpiny są nieuzasadnione. Zabrakło tu dobrego projektu i kosztorysu. Sprzedawcy platform schodowych często podbijają ceny, projektanci i kosztorysanci nie mają wyjścia – stosują rozwiązania terenowe (pochylnia na gruncie) i żelbet. Koszty eksploatacji i konserwacji przy żelbecie są często najniższe, m.in. dlatego, że tych nawierzchni nikt potem nie konserwuje. Tak właśnie myśleli – Paweł Mazurkiewicz z Urzędu Miasta twierdzi, że pochylnia to urządzenie bezobsługowe – to ogromna bzdura. Pochylnia żelbetowa, to też urządzenie techniczne, p.Mazurkiewiczowi dedykuję przepisy do poduszki. To fatalne, że wciąż urzędnicy ośmielają się tak mówić. Patrz – zdjęcia w kolażu nr 2 powyżej.
————-
Po piąte – GENDER w TRANSPORCIE. Myślenie i ruchu pieszym po mieście jest zdominowane przez męski punkt widzenia. Można było tu z sukcesem wybrać rozwiązanie nieomal idealne, dodać potem platformę, wówczas – pełnia szczęścia. OCENA takich długich pochylni, to kwestia interpretacji wynikającej z lokalnej wiedzy o dostępności. W Wiedniu uznaje się takie rozwiązanie za właściwe i podaje jako przykład MIASTA PROJEKTOWANEGO DLA KOBIET. Badania z tym związane prowadzono nt. transportu publicznego w 1999 r. Okazało się, że mężczyźni korzystają albo z transportu publicznego, albo z samochodu. Kobiety mają szerszy wachlarz technik przemieszczania się, w tym RUCH PIESZY. Dlatego udogodnienia w ruchu pieszym uznano za przyjazne dla kobiet. Patrz – zdjęcie po lewej.
————-
Po szóste
– aspekty artystyczne i kulturalne. Może w Siedlcach zamontują ekran lub scenę po drugiej stronie, to na upartego pochylnie staną się audytorium 🙂 No, chyba że ktoś uzna to za ryzyko osłabienia uwagi kierowców. No, ale tam gdzie jest przejście dla pieszych, ich silniki musza zwolnić, więc będzie dodatkowy argument… De facto, pochylnie bez poręczy wyglądały pięknie (fot. na początku) – landart, sztuka nowoczesna, by nie powiedzieć reaktywacja op-artu… Nic nie przepadło, można wciąż dorobić platformę schodową i wszyscy będą zadowoleni. Wciąż można użytkować te hiperpochylnie z rozsądkiem i nie blokować ruchu okazjonalnym pieszym i wózkom. Wystarczy dobra wola i dobre pomysły.
Proponuję – całkiem serio – namalować na nawierzchni pochylni jakąś grę logiczną lub zabawę plastyczną, pomalować również schody, aby z tego miejsca zrobić atrakcję siedlecką. Wówczas wjeżdżanie na wózku, z wózkiem, rowerem, hulajnogą lub czymkolwiek będzie przynajmniej zabawne i pouczające. Może np. historia Siedlec albo Ścieżka Gwiazd… 😉 Schody terenowe nie raz stały się już tematem sztuki, więc czas na pochylnie terenowe…
Patrz – tutaj na przykłady STAIR ART.
Opracowanie:
Anna Rumińska
architekt, antropolog kultury, konsultant ds. przestrzeni publicznej i uniwersalnego dizajnu
Więcej o UD: www.emsarelacje.pl lub np. w tekstach.